środa, 11 lutego 2009

Do całej Uni i babuni


Po 451 206 sekundach tzn. 5 dniach, 5 godzinach, 20 minutach i 6 sekundach znów usłyszałam ten głos! Głos człowieka, który jest właścicielem mojego serca oficjalnie od 552 dni, nieoficjalnie od wielu wielu więcej.
Po wielu trudnościach dzięki uprzejmości babuni oraz moim i jego wkładzie finansowym się udało!
Trzeba przyznać, że takiego daru nie da się wycenić. A te 1758 sekund tzn. 29 minut 18 sekund rozmowy było warte więcej niż złoto.
Nie czułam takiego szczęścia od naszego ostatniego spotkania. A do następnego pozostało nam jeszcze tylko 322 200 sekund, czyli niespełna 3 dni, 14 godzin, 20 minut!

Czekam całą sobą!:)

poniedziałek, 9 lutego 2009

Kawa na poprawę dnia? Zdecydowane tak! :) Choć z planowanej kawy zrezygnowaliśmy na rzecz równie dobrej herbaty... :) Towarzystwo wyborowe. Plotki też były, bo któż lepszym plotkarzem niż wrodzony Bebok? :P Ale za to ile ważnych informacji uzyskałam :D I wiem, że konkurencję utajoną mam :P Oczywiście jak to wrodzony plotkarz, który dochowuje tajemnic, nie przekazał mi żadnych szczegółowych informacji! Żadnych wprost przynajmniej ;)
No i długo można by było przebywać z tak miłą osobą. Niestety nasze ulubione cafe zamykają o 22, a na dworze stopy przymarzły do chodnika, więc trzeba było się rozejść. Swoją drogą najlepszym miejscem na pogaduchy jest wystawanie przed moją klatką schodową. I drzwi ciągle otwarte, jakbym miała już przez nie przechodzić, ale ciągle coś się na język ciśnie i tak się stoi długimi minutami. :)
Więc z tego miejsca wyrażam swoje blogowe dziękuje za przemiły wieczór:)

sobota, 7 lutego 2009

Na koniec dnia

Podsumowanie:
- Pomoc narciarskim polakom we Włoszech: 0%
- Zmarnowany czas: 90%
- Dyżur: 100% (może dlatego, że mam ich mało :P)
- Zetknięcie się z językiem obcym 100% (4 godziny przeszukiwania stron niemieckiego Vodafone to nie lada gratka :P
- Poczucie beznadziei: 90%
- Poziom wiedzy zdobytej: 10%
- Poziom napełnienia żołądka: 40% (i procenty ciągle maleją :P )
- Poziom mocy: -20%
- Poziom tęsknoty: 100 000%
Jednym słowem wcale nie jest fajnie :P

piątek, 6 lutego 2009

To koniec

Oczywiście, chodzi o koniec tego ciężkiego dnia...
Od samego rana niepowodzenia.
No, a wieczorem pożegnanie, których zresztą nie lubię. Może dlatego, że czuję wtedy niekontrolowany napływ łez? I niby nic takiego, niby tylko tydzień i 1 dzień. Ale to aż 8 dni. Tyle czasu do następnego spotkania. Odległość jest olbrzymia, choć kilometrów nie aż tak wiele.
Pozostaje mi tylko czekać.
Więc czekam nieustannie.

Jest jednak nadzieja, więc dzień miał w sobie nutę dobrej myśli. 
Za nadzieję dziękuje. Oby ona nigdy nie zniknęła!


czwartek, 5 lutego 2009

Syn marnotrawny

Potrzebowałam wczoraj akurat tych słów. Nie pogardy, złości, czy zawodu. Ale zwykłych słów płynących z miłości i wybaczenia chrześcijańskiego.
Więc jedyne co możemy zrobić to popatrzeć wzrokiem ojca kochającego, który czeka przed domem na swego syna. I czeka po to, by móc wybaczyć i objąć z radościom.
Więc i ja otwieram ramiona z nadzieją, że wszystko może zmienić się na lepsze.

środa, 4 lutego 2009

Inseminatorzy


Tak... Ja jako przyszły zootechnik wiem dobrze, co to znaczy. Zwłaszcza na mojej specjalności. Pobieramy nasienie od buhajów, ogierów, knurów i innych gatunków zwierząt. Oczywiście samiec musi być odpowiedniej wartości hodowlanej i musi spełniać kryteria jakie obiera sobie zainteresowany hodowca. Więc jest on odpowiednio wyceniany, dostaje wpis do rejestru i "czeka" aż ktoś zapragnie jego nasienia. Któraż samica odrzuci takie geny? Żadna, bo żadna nie ma słowa do powiedzenia. W końcu to zwierze gospodarskie, czy domowe...

Inseminacja jest dość nową techniką hodowlaną. Do dziś w wielu miejscach w Polsce, zwłaszcza w małych gospodarstwach domowych, nie jest dopuszczana nawet w myślach.
I co Ci ludzie powiedzieliby na samca rozpłodowego- mężczyznę? Nie trzeba być mało wykształconym, czy prostym, by zauważyć w tym poważne zniekształcenie moralne.

Każdy rozpłodowy osobnik zwierzęcy ma swoją nazwę odmienną od np. kastratów. Więc jak nazwiemy z punktu naukowego mężczyznę, który z własnej woli oddaje swoje nasienie używając przy tym przyjemności? Nie mam pomysłu, ale ta nazwa powinna nieprzyjemnie brzmieć. Niech nawet w dźwięczności oddaje charakter swojego czynu.

Takie usługi odbywają się zazwyczaj podczas stosunku seksualnego, co w świecie hodowlanym zostało dawno wyparte. Niepotrzebne marnowanie energii samca. Wychodzi na to, że nastąpiło w tym przypadku ludzkie uwstecznienie. Kiedyś byli dawcy nasienia, których nasienie wędrowało do pojemniczków. Teraz ci "panowie" postanowili upiec dwie kaszki na jednym ogniu. Sex bez zobowiązań i kasa za przyjemny numerek.

I niech mi nikt nie próbuje wmówić, że te ludzkie samce są poszkodowane w całym tym interesie. I że przyparte do mury z braku funduszy na życie.

Wiele aspektów tego problemu można poruszyć.

Ja zajmę się tylko aspektem wyceny hodowlanej. Bo skoro ludzkie życie poniżone jest do rangi życia zwierząt, to pozwolę ocenić ten problem.

Jakie powinie mieć cechy dobry buhaj? Jeśli chcemy, by jego córki dawały dużo i dobrej jakości mleka, badamy go na podstawie genotypu i fenotypu jego córek lub/i sióstr. Więc zakładamy, że zależy nam na dobrym potomstwie.
W takim razie bierzemy tego ludzkiego samca i patrzymy na jego potomstwo. Stwierdzamy, że jest ok. Bo zdjęcia w internecie ładne, dzieciaki na nich uśmiechnięte i kolor oczu nam odpowiada itp... Tylko zapomnieliśmy o jednej sprawie... Czy to wystarczy, by mieć pewność, że dziecko z takiego samca też będzie o odpowiedniej wartości?
A co z charakterem? W hodowli charakter stosunkowo nas nie interesuje- zależy nam na produkcyjności. Ale przecież to dziecko będzie mieć też charakter ojca. Owszem... Nasuwa nam się tu aspekt wpływu środowiskowego. I racja. O tym też zapomnieć nie możemy.

I wiele takich przykładów można rozważać... Tylko po co? 

Współczuje z całego serca rodzinom, które nie mogą mieć własnego potomstwa. 
Ale nie współczuje rodzinom, które kiedyś będą musiały powiedzieć córeczce, czy synkowi, że nie są podobne do tatusia, bo mamusia dała się zapłodnić ludzkiemu samcowi za pieniążki...
Samcowi, którego nie znamy. Który jest prawie anonimowy. Po prostu dawcy nasienia.
"Tak córeczko: Twój ojciec biologiczny jest zwykłym dawcą nasienia".
Z całego serca współczuje tym dzieciom.

A może niedługo zamiast zootechników potrzebni będą homotechnicy? I zamiast oceniać wartość samców rozpłodowych będziemy wyceniać wartość człowieka rozpłodowego?
No jeden plus będzie- więcej miejsc pracy po naszych studiach...

wtorek, 3 lutego 2009

Słowa

Bzdurne słowa, a tyle zła mogą wyrządzić.
Niepotrzebne wyrażanie swojego zdania, a całą wojnę może rozniecić. 
I tyle uczuć niepotrzebnych. I tyle serc zranionych.

Słowa.
Jaka w nich moc tkwi...
Tak łatwo źle tą moc wykorzystać...