środa, 4 lutego 2009

Inseminatorzy


Tak... Ja jako przyszły zootechnik wiem dobrze, co to znaczy. Zwłaszcza na mojej specjalności. Pobieramy nasienie od buhajów, ogierów, knurów i innych gatunków zwierząt. Oczywiście samiec musi być odpowiedniej wartości hodowlanej i musi spełniać kryteria jakie obiera sobie zainteresowany hodowca. Więc jest on odpowiednio wyceniany, dostaje wpis do rejestru i "czeka" aż ktoś zapragnie jego nasienia. Któraż samica odrzuci takie geny? Żadna, bo żadna nie ma słowa do powiedzenia. W końcu to zwierze gospodarskie, czy domowe...

Inseminacja jest dość nową techniką hodowlaną. Do dziś w wielu miejscach w Polsce, zwłaszcza w małych gospodarstwach domowych, nie jest dopuszczana nawet w myślach.
I co Ci ludzie powiedzieliby na samca rozpłodowego- mężczyznę? Nie trzeba być mało wykształconym, czy prostym, by zauważyć w tym poważne zniekształcenie moralne.

Każdy rozpłodowy osobnik zwierzęcy ma swoją nazwę odmienną od np. kastratów. Więc jak nazwiemy z punktu naukowego mężczyznę, który z własnej woli oddaje swoje nasienie używając przy tym przyjemności? Nie mam pomysłu, ale ta nazwa powinna nieprzyjemnie brzmieć. Niech nawet w dźwięczności oddaje charakter swojego czynu.

Takie usługi odbywają się zazwyczaj podczas stosunku seksualnego, co w świecie hodowlanym zostało dawno wyparte. Niepotrzebne marnowanie energii samca. Wychodzi na to, że nastąpiło w tym przypadku ludzkie uwstecznienie. Kiedyś byli dawcy nasienia, których nasienie wędrowało do pojemniczków. Teraz ci "panowie" postanowili upiec dwie kaszki na jednym ogniu. Sex bez zobowiązań i kasa za przyjemny numerek.

I niech mi nikt nie próbuje wmówić, że te ludzkie samce są poszkodowane w całym tym interesie. I że przyparte do mury z braku funduszy na życie.

Wiele aspektów tego problemu można poruszyć.

Ja zajmę się tylko aspektem wyceny hodowlanej. Bo skoro ludzkie życie poniżone jest do rangi życia zwierząt, to pozwolę ocenić ten problem.

Jakie powinie mieć cechy dobry buhaj? Jeśli chcemy, by jego córki dawały dużo i dobrej jakości mleka, badamy go na podstawie genotypu i fenotypu jego córek lub/i sióstr. Więc zakładamy, że zależy nam na dobrym potomstwie.
W takim razie bierzemy tego ludzkiego samca i patrzymy na jego potomstwo. Stwierdzamy, że jest ok. Bo zdjęcia w internecie ładne, dzieciaki na nich uśmiechnięte i kolor oczu nam odpowiada itp... Tylko zapomnieliśmy o jednej sprawie... Czy to wystarczy, by mieć pewność, że dziecko z takiego samca też będzie o odpowiedniej wartości?
A co z charakterem? W hodowli charakter stosunkowo nas nie interesuje- zależy nam na produkcyjności. Ale przecież to dziecko będzie mieć też charakter ojca. Owszem... Nasuwa nam się tu aspekt wpływu środowiskowego. I racja. O tym też zapomnieć nie możemy.

I wiele takich przykładów można rozważać... Tylko po co? 

Współczuje z całego serca rodzinom, które nie mogą mieć własnego potomstwa. 
Ale nie współczuje rodzinom, które kiedyś będą musiały powiedzieć córeczce, czy synkowi, że nie są podobne do tatusia, bo mamusia dała się zapłodnić ludzkiemu samcowi za pieniążki...
Samcowi, którego nie znamy. Który jest prawie anonimowy. Po prostu dawcy nasienia.
"Tak córeczko: Twój ojciec biologiczny jest zwykłym dawcą nasienia".
Z całego serca współczuje tym dzieciom.

A może niedługo zamiast zootechników potrzebni będą homotechnicy? I zamiast oceniać wartość samców rozpłodowych będziemy wyceniać wartość człowieka rozpłodowego?
No jeden plus będzie- więcej miejsc pracy po naszych studiach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz